Staw Černívský

To był piękny letni dzień, a ja wędrowałem po południowych Czechach u boku mojej ludzkiej towarzyszki. Mój przyjaciel Puňťa spoglądał na mnie z nieba, a w domu czekała na mnie siostrzyczka. Byłem bardzo zadowolony, że na tę wędrówkę wybrałem się tylko z moją ludzką towarzyszką. Od razu lepiej się chodzi, a poza tym musiałem pilnować tylko jednej dziewczyny. Pilnowanie dwóch dziewczyn to już trochę trudniejsze zadanie, a każdy z nas zasługuje na chwilę odpoczynku od pilnowania.

Moje łapki niosły mnie po utwardzonej ścieżce, prosto za nosem. Zanim się obejrzałem, wyczułem wodę. Rozejrzałem się dokładnie i tak, tam była. Zaledwie kilka kroków ode mnie widziałem więcej wody, niż widziałem od dawna. Nawet zauważyłem ścieżkę, która prowadziła prosto do wody. Ale się powstrzymałem.

Powoli i ostrożnie ominąłem ścieżkę prowadzącą do wody i poszedłem boczną drogą. Ta droga zaprowadziła mnie na groblę stawu. Szedłem po grobli, z mnóstwem wody tuż przy moich łapkach. Po prawej stronie widziałem skały i domki. Po lewej stronie dostrzegłem kościół. Przede mną była woda, ale jej końca nie mogłem zobaczyć.

Powoli szedłem dalej po grobli. Nie zbliżyłem się do wody. Moja człowieczka nie mogła uwierzyć własnym oczom. Nawet ja nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Dlaczego nie chciało mi się wejść do wody, do dziś nie wiem.

Przeszedłem przez groblę i pobiegłem przez las. Zanim się obejrzałem, byłem na skale obok domków, a staw był u moich łapek. Zobaczyłem koleżanki kaczuszki, zobaczyłem rodzinę łabędzi. Zobaczyłem mnóstwo ryb przy powierzchni wody. Wodny świat leżał u moich łapek, a ja tylko podziwiałem. Gdy kaczuszki i łabędzie odpłynęły, ruszyłem dalej.

Szedłem miękką leśną ścieżką, z mokradłem między mną a stawem. Po lewej stronie było cudownie pachnące błotko. Widziałem powalone drzewa, gnijące rośliny. Zauważyłem pnie drzew, które stały się domem dla mchów, grzybów, robaczków i innych roślin. Zobaczyłem ciekawe zakątki, o których nawet mapy nie mają pojęcia.

Kiedy miałem już za sobą kilka kilometrów, po zobaczeniu wielu ukrytych zakątków, i gdy wracałem po utwardzonej ścieżce w kierunku Toyoty, przyszło mi do głowy, że czas zanurzyć całe swoje ciało w orzeźwiającej wodzie. W pierwszym zakątku, gdzie wzdłuż ścieżki nie rosły drzewa, ruszyłem w kierunku wody. Zbiegłem z małego pagórka i wskoczyłem do wody. To, co się wtedy stało, wciąż mnie zaskakuje.

Gdy wylądowałem w wodzie, usłyszałem plusk. Stałem po brzuch w wodzie, ale to wszystko. Spodziewałem się, że zanurzę się i będę pływać. A tu nic. Poszedłem więc dalej w staw, w kierunku jego środka. Ominąłem głazy, brzeg był daleko za moim ogonem. Ale woda nie robiła się głębsza. Szedłem dalej i dalej, aż z daleka usłyszałem swoje imię. Odwróciłem się i zdałem sobie sprawę, że jestem prawie na środku stawu, a brzeg był daleko za mną.

Co robić? Człowieczka wołała mnie z brzegu. Chciała, żebym wrócił. Jak sobie życzyła, tak się stało. Może nie popływałem, ale przynajmniej się odświeżyłem. Poza tym spacer wokół stawu Černívský wiele mi dał. Przeszedłem przez piękną naturę. Zobaczyłem wiele pięknych, ukrytych zakątków. A że nie popływałem? To nic, przecież mam staw kąpielowy tuż za domem. Tam sobie to wynagrodzę.